Saturday, March 31, 2007

Frania zwróciła swoje... tzn się do agenta zero zero

Daruj już sobie te zamachy na prezydenta, powiedziała, "Ł" powiedziała, że masz się teraz zająć sprawą śląska.

-Od dzisiaj przynależysz do subkultury różowych słoni. To takie hasło. Tamtejsza policja wypytuje podejrzanych o przynależność do subkultur, o kolczyki i inne znaki szczegółowe...- wyrecytowała, jakby już na pamieć znała akta sprawy.

Ale czy to oznacza, że nie mogę nosić kolczyka... no wiesz gdzie...- spytał nieśmiało agent.

Frania oderwała wzrok od papierów i spojrzała na jego krocze.

-No nie, właśnie nie wiem.-

-Aha- zawstydził się agent- A... a nie, o to nie spytam...-
-Palant- powiedziała Frania do 8 strony 60-stronicowego pliku dokumentów

-A myślisz że tym razem dadzą mi broń? Bo zawsze chciałem sobie postrzelać, wiesz...-

Frania popatrzyła na niego spod czarnych i jakże podniecających oprawek okularów, które kupiła od pewego chińczyka w hongkongu. Chińczyk miał dwie blizny na twarzy, uwielbiał sushi i zamordował rosyjskiego premiera. Potem się okazało (to znaczy kiedy poszła z nim do łóżka) że w rzeczywistości jest jej zaginionym dziadkiem który...

-Coś mówiłeś?-
-A takie tam...-
-Aha-
-Cóż śląśkie słonie czekają, ale nie martw się, jeszcze do Ciebie wrócę- posłał jej uśmiech, który widział na wszystkich "Bondach" (3 godziny treningu przed lustrem dały taki rezultat, że wyglądał jak nosorożec który próbuje stanąć na jednej nodze... kto by pomyślał że żeby tak się uśmiechnąć trzeba napiąć kilka mięśni w nogach plus prawy pośladek?)
-Nie lękaj sie, niebawem wracam-

Tego właśnie się boję, usłyszała 15 strona dokumentu.

No comments: